Podczas tego wyjazdu była opcja work i travel, byli polscy studenci i amerykańscy rybacy, były białe noce oraz noce na lotnisku. Relacja zwycięzcy konkursu Zostań Dziennikarzem Travelera ogłoszonego we wrześniowym wydaniu. Po wylądowaniu w Anchorage zaskoczyła mnie jedna rzecz. Było widno, mimo że wszystkie zegary na lotnisku uparcie wskazywały pierwszą w nocy. – Dziś najdłuższy dzień w roku – przypomniał zapytany przez mnie taksówkarz. Faktycznie, zapomniałem, latem noce na Alasce są naprawdę krótkie, a właściwie to nie ma ich wcale. Po prostu późny zmierzch przechodzi od razu we wczesny świt. Work, czyli na południe Kolejne zaskoczenie przyszło już następnego dnia, kiedy udałem się do miejscowego urzędu w celu wyrobienia numeru SSN (Social Security Number) niezbędnego do podjęcia pracy w Stanach – zgodnie z planem większość mojego wyjazdu miała wypełnić opcja work. Spodziewałem się spotkać kilku Polaków, bo z biura pośrednictwa, w którym załatwiałem kontrakt, leciało sporo polskich studentów. To, co zastałem na miejscu, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Ojczysty język słyszałem dosłownie wszędzie, a prawie każda grupa osób, jakie zagadywałem, okazywała się polskimi studentami z programu work&travel. Pochodzili z różnych miast, korzystali z pomocy różnych pośredników i lecieli do różnych przetwórni, ale wszyscy mieli podobne priorytety. Jak najwięcej zarobić, jak najwięcej zwiedzić i najlepiej jeszcze jak najwięcej zaoszczędzić. Zwłaszcza dwa ostatnie cele wydają się sprzeczne, ale wszyscy starali się wierzyć, że uda się je pogodzić. W końcu to miał być nasz American Dream. Ice Museum Jeśli o mnie chodzi, to także nie był to wyjazd planowany od lat, który miał być przygodą życia. Chodziło o kasę. Pomysł podróży na Alaskę pojawił się spontanicznie, kiedy przeglądałem w internecie oferty pracy wakacyjnej dla studentów. Przypadkowo trafiłem na stronę biura oferującego zatrudnienie w przetwórniach rybnych na Alasce. Czemu nie, pomyślałem? Nie raz już wyjeżdżałem pracować za granicą, ale tylko w krajach Europy. Stwierdziłem, że czas wyruszyć dalej. W pośpiechu zdałem egzaminy letniej sesji, spakowałem się, przybyłem do Anchorage, wyrobiłem SSN i poleciałem dalej, do pracy. Tak, poleciałem, bo większość przetwórni jest zlokalizowanych na południowym wybrzeżu Alaski. Jeżeli już ktoś przybywa tutaj do pracy sezonowej akurat w tej branży, to z reguły z Anchorage udaje się na południe i z reguły samolotem. Tamtejsze odległości różnią się od tych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, a słowo „daleko” nabiera nowego znaczenia. O samej pracy nie będę się rozpisywał. Zdradzę tylko, czego nie było, a co było w przetwórni, do której trafiłem. Nie było: zasięgu telefonicznego, internetu, radia, telewizji. Co było? Łososie. Kropka. Travel, czyli na północ Czas na opisanie opcji travel. Chociaż była krótsza niż work, to zdecydowanie bardziej intensywna i ciekawsza oczywiście. Przyznam, że zawsze ciągnęło mnie na północ. Nie przypominam sobie, żebym marzył o podróży w tropiki i leżeniu pod palmą. Myślałem raczej o wyprawie na Syberię, Spitsbergen, Grenlandię, Alaskę. No właśnie, Alaskę. W końcu miałem szansę zrealizować pierwszy z tych, nazwijmy to północnych projektów. Najpierw jednak samo Anchorage. Jego zwiedzanie zacząłem od... lotniska. Nie, to nie było planowane. Tak wyszło. Po powrocie z kontraktu razem z resztą grupy nie mieliśmy ochoty szukać noclegu w środku nocy, postanowiliśmy więc spędzić noc w porcie lotniczym. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przemiły kobiecy głos, który co pół godziny informował ze wszystkich głośników, że the local time is... i przy okazji nas budził. Następnego dnia drogi wszystkich się rozeszły. Ja zostałem w Anchorage kilka dni, zanim wyruszyłem na północ. Rozpocząłem od ulubionego miejsca spacerów i rekreacji mieszkańców – długiego na 11 mil szlaku biegnącego brzegiem oceanu. Przy dobrej pogodzie można ponoć stamtąd zobaczyć Mount McKinleya. Niestety mimo niezłej pogody nie udało mi się go dostrzec. Kiedy później podróżowałem po Alasce, w wielu miejscach słyszałem zapewnienia, że widać z nich najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Wyciągnąłem z tego wniosek, że chyba z każdego miejsca na Alasce jest on widoczny. Denali Zatrzymałem się w Earthquake Park, gdzie znajduje się wystawa poświęcona trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Alaskę w 1964 r. Spowodowało ono ogromne zniszczenia, gdyż jego siła wynosiła aż 9,2 stopnia w skali Richtera. Ponieważ wydarzenie miało miejsce w Wielki Piątek, trzęsienie to bywa nazywane trzęsieniem wielkopiątkowym. Później wybrałem się do Muzeum Lotnictwa położonego niedaleko portu lotniczego. Jego ciekawe zbiory przedstawiają pierwszy w historii przelot nad biegunem północnym oraz tzw. loty przyjaźni, które miały miejsce w latach 80. XX w. Samolot startował na jednym brzegu Morza Beringa, czyli na Alasce, a lądował na drugim, czyli w ówczesnym Związku Radzieckim. Był to wyraźny znak odwilży w epoce Reagana i Gorbaczowa. Spora część wystawy poświęcona jest także ciężkim walkom, jakie Amerykanie toczyli z Japończykami w czasie II wojny światowej o Wyspy Kurylskie. W Anchorage warto odwiedzić zoo. Tak, wiem, że brzmi to dziwnie. Wszak każdy przybywa na Alaskę, żeby oglądać nietkniętą przez człowieka naturę z dzikimi zwierzętami żyjącymi na wolności (miałem z nią styczność w parku w centrum Anchorage, gdzie pewnego pięknego poranka spotkałem łosia). W miejscowym ogrodzie zoologicznym oprócz łosi głównymi gwiazdami miały być niedźwiedzie, ale powodem mojej wizyty były dwa tygrysy syberyjskie. Nie mogłem sobie odmówić możliwości zobaczenia na własne oczy tych największych kotów świata, których na wolności pozostało naprawdę niewiele. Denali Wszyscy na Alasce mówią o tym miejscu, wszyscy turyści albo się tam wybierają, albo właśnie stamtąd wracają. Raczej unikam tak rozreklamowanych miejsc, jednak tym razem zdecydowałem się je odwiedzić. W końcu to najbardziej znany park narodowy na Alasce, a to za sprawą znajdującego się na jego terenie Mount McKinley (6194 m zaliczanego do Korony Ziemi. W przewodnikach znajdziemy mnóstwo informacji o fantastycznej przyrodzie i dzikich zwierzętach tego parku, ale w zasadzie to samo ma do zaoferowania każdy park, niekoniecznie narodowy, na Alasce. Postanowiłem skonfrontować zapewnienia przewodników z rzeczywistością. Muszę przyznać, że już podróż autokarem z Anchorage do Denali jest atrakcją samą w sobie. Trasa Alaska Highway wije się malowniczo między górami i dolinami. – Macie szczęście – słowa kierowcy potwierdziły to, z czego zdążyłem już zdać sobie sprawę – przy tak ładnej pogodzie z pewnością w czasie podróży zobaczymy McKinleya. Super, myślę sobie, tylko że już gdzieś to słyszałem. Jednak po kilku godzinach ośnieżony szczyt pojawił się na wprost naszej Highway. Kierowca zjechał na pobocze i dał nam chwilę na zrobienie zdjęć. – Don't cross the road – krzyknął za nami niczym dobry opiekun, gdy w pośpiechu opuszczaliśmy autokar żądni jak najlepszych zdjęć. Po chwili jechaliśmy dalej jako dumni posiadacze fotografii na tle najwyższej góry Ameryki Północnej. Niestety było jedno "ale". Otóż w miejscu naszego postoju stała przydrożna lampa i na zdjęciu McKinley idealnie się pod nią wpasował. Zachciało mi się śmiać, jak sobie pomyślałem, że będę kiedyś pokazywał te zdjęcia, tłumacząc, że to jest właśnie ten słynny szczyt... tak, ten pod lampą. Z samego pobytu w Denali najlepiej zapamiętam nocleg. W namiocie, na skraju tajgi, w parku narodowym, który szczyci się liczną populacją niedźwiedzi. Muszę przyznać, że było to emocjonujące doświadczenie. Każdy szmer usłyszany w nocy pobudzał wyobraźnię. Przyznaję, że warto było odwiedzić ten park, mimo że pogoda nie sprzyjała już tak bardzo i wszędzie kłębiły się tłumy turystów. Uciekłem od nich dalej na północ, do Fairbanks. Fairbanks Zmieniłem środek transportu – przesiadłem się na pociąg. Podróż koleją po Alasce do tanich nie należy, dlatego zdecydowałem się na przejazd krótkiego odcinka (ok. 200 km). Cała trasa liczy 760 km i biegnie z miasta Seward na południowym wybrzeżu, przez Anchorage i Denali aż do Fairbanks. To atrakcja turystyczna. Turyści siedzą w przestronnych, przeszklonych wagonach i podziwiają niesamowite krajobrazy oraz naturę nietkniętą ręką ludzką. Dodatkowo z głośników na bieżąco podawane są informacje o tym, co właśnie można zobaczyć za oknami. Właśnie w takich miłych i komfortowych warunkach dotarłem do Fairbanks. Zwiedzanie miasta rozpocząłem od uniwersytetu (stęskniłem się za studiami :). A na poważnie – udałem się do Museum of the North zlokalizowanego na uniwersyteckim kampusie. Ten nowoczesny obiekt położony na wzgórzu już z daleka przyciąga uwagę. Wewnątrz wrażenie jest równie duże – są tam zbiory po pierwszych mieszkańcach Alaski, którzy przybyli na kontynent amerykański przez Cieśninę Beringa, wiele pamiątek jeszcze z czasów, kiedy Alaska należała do Rosji. Zapisane cyrylicą dokumenty, stroje charakterystyczne dla mieszkańców Syberii czy też elementy wyposażenia cerkwi prawosławnych nie pozwalają zapomnieć, że jeszcze w XIX w. ówczesne Imperium Rosyjskie sięgało aż tutaj. Kolejnym miejscem, do którego się udałem, było… muzeum (nie, nie chcę zostać kustoszem, po prostu odwiedzane przez mnie placówki odbiegają od standardowych wyobrażeń o tego typu obiektach). Najpierw Ice Museum. W części wystawy panuje temperatura – 8 stopni Celsjusza, jest możliwość dotknięcia lodowych rzeźb, stanięcia za lodowym barem, do tego projekcja filmu pokazującego coroczne zmagania w mistrzostwach świata w rzeźbieniu w lodzie. Ostatnim muzeum na mojej liście było Fairbanks Community Museum poświęcone gorączce złota. Zdjęcia pokazujące statki rzeczne pełne ludzi zmierzających na północ w poszukiwaniu kruszcu i lepszego życia naprawdę robią wrażenie. Podobnie jak największa katastrofa w historii miasta, czyli powódź z 1967 r., w czasie której większa część Fairbanks została zalana i kompletnie zniszczona. Po tym wydarzeniu podjęto decyzję o budowie w górze rzeki Chena systemu zapór, aby nigdy więcej nic podobnego się nie wydarzyło. No dobrze, wystarczy już tych muzeów. Dla odmiany wybrałem się więc na spacer nad rzekę Chena i do Parku Pionierów. Można w nim znaleźć, przeniesione niemal w nietkniętym stanie, pierwsze domostwa powstałe w mieście. Odtworzone zostało również centrum z początku XX w. Stoi tam statek rzeczny, którym przez wiele lat kolejni osadnicy przybywali do Fairbanks. Zaglądam też do kopalni złota. Nie jest to niestety prawdziwa kopalnia, lecz jej kopia stworzona na potrzeby turystów. Niemniej jednak wrażenia są podobne. Wracając z parku, zatrzymałem się jeszcze na chwilę nad Cheną. Był ciepły letni wieczór, rzeka płynęła spokojnie. Usiadłem na brzegu i pogrążyłem się w rozmyślaniach. Powoli żegnałem się z Alaską. Spędziłem tu dokładnie siedem tygodni. Tylko i aż chciałoby się powiedzieć. Z jednej strony tylko, bo planowałem zostać trochę dłużej, ale jak to zwykle bywa życie zweryfikowało wszelkie plany. Z drugiej strony aż, bo czas spędzony tutaj pozwolił mi zobaczyć kawałek innego świata i przeżyć przygody, które z pewnością długo będę pamiętał. Tekst i zdjęcia: Marcin Matyja
Klan Z Alaski Ami Nie Żyje.Gwiazda Alaskan Bush People, Billy Brown, nie żyje. „Z przykrością ogłaszamy, że nasz kochany patriarcha Billy Brown spędził poprzedni wieczór w następstwie napadu padaczkowego” - mówi dziecko Bear Brown o swoim tacie, którego plemię pierwotnie zyskało po
opublikowano: 20-11-2015, 11:59 Billy Brown i jego syn Bam Bam Brown, gwiazdy telewizyjnego programu „Klan z Alaski”, przyznali się do oszustwa finansowego. Mieli podać nieprawdę w dokumentach dotyczących miejsca zamieszkania w celu otrzymania pieniędzy z Alaska Permanent Fund Dividend. 62-letni Billy Brown twierdził, że jest stałym mieszkańcem Alaski występując po pieniądze z funduszu dla siebie i swojej rodziny w latach 2009-2012. Otrzymał łącznie ok. 8 tys. USD, ale okazało się jednak, że w rzeczywistości mieszkał poza tym stanem. Bam Bam Brown dzięki nieprawdziwemu oświadczeniu dostał 1174 USD z funduszu. youtube Billy Brown i jego rodzina będą musieli zwrócić przywłaszczone pieniądze z nawiązką oraz wykonać kilkadziesiąt godzin prac społecznych. Jeśli sędzia zaakceptuje porozumienie rodziny z prokuratorem przez dwa lata będzie obowiązywało zawieszenie dalszych kar. Liczysz na więcej anegdot o tym, jak świat filmu przeplata się ze światem finansów? Polecamy bloga filmowego na portalu >>> © ℗ Podpis: Marek Druś,4.9K views, 26 likes, 0 loves, 1 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Discovery Channel Polska: Czy Bam skorzysta z propozycji Billa? Oglądaj #KlanzAlaski dziś o 1️⃣2️⃣:0️⃣0️⃣ wNiepokojące wieści z Alaski! To, co dzieje się na Aleutach, może zagrozić nawet całemu światu. Chodzi o wzrost aktywności aż czterech wulkanów naraz. Jak informuje Alaska Volcano Observatory (AVO), z trzech gór położonych w tak zwanym pacyficznym Pierścieniu Ognia - Great Sitkin, Pavlof i Semisoochnoi - wydobywają się chmury się popiołów i dymu, a w czwartym, zwanym Cleveland, już rośnie temperatura. Władze Alaski ogłosiły tak zwany pomarańczowy alarm, ostrzegając przed możliwymi erupcjami. Najaktywniejszy jest Pavlof, położony 56 kilometrów od najbliższych ludzkich siedzib. Jednak nie chodzo tylko o lokalne zagrożenie. Jest ono dużo, dużo większe. A wiemy o tym dzięki niedawnemu odkryciu amerykańskich naukowców. Czego ostatnio dowiedli w zwiazku z wulkanami na Aleutach? NIE PRZEGAP: Talibowie idą od drzwi do drzwi i mordują. Gwałcą nawet 12-latki NIE PRZEGAP: Zabójstwo 15-letniego Sebastiana w Anglii. NOWE szokujące fakty! Naukowcy z Amerykańskiej Unii Geofizycznej (AGU) w Waszyngtonie uważają, że góra Cleveland to tylko część wulkanicznego łańcucha aż 80 połączonych ze sobą wulkanów. Gdyby wybuchły wszystkie naraz, skutki byłyby porównywalne do ekslozji superwulkanu z Yellowstone. A wybuch superwulkanu z Yellowstone mógłby zmieść z powierzchni ziemi ogromną część Ameryki, zaś chmura pyłu spowodowałaby zimę wulkaniczną i nawet wyginięcie życia na Ziemi. Oby nie sprawdził się ten mroczny scenariusz! NIE PRZEGAP: Wielkie pojednanie księżnej Kate i Meghan! Połączyła je jedna rzecz NIE PRZEGAP: Terroryści zajęli cały kraj! Prezydent uciekł, panika na lotnisku QUIZ. Zwierzę czy roślina? 10 szybkich pytań, sprawdź swój wynik! Pytanie 1 z 10 Epipremnum złociste Poszukiwacze odkrywają tajemnicę wulkanu w Lubaniu Klan z Alaski Klan z Alaski: bohaterowie Klątwa serialu „Glee” Klątwa szmacianej lalki Klątwa Trójkąta Bermudzkiego Klub odkrywców Kłamstwa żądne krwi Kolejarze Kolekcja z piekła rodem Kolekcjomania Koleżanki na zabój Kolonia z Alaski Koroner: Na tropie zbrodni Kosmici na Alasce Kosmiczna Inwazja Koszmar bez końca Koszmar {"type":"film","id":769298,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/tvshow/Klan+z+Alaski-2014-769298/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum programu Klan z Alaski 2016-11-23 17:01:28 ocenił(a) ten program na: 4 Oglądam, bo lubię życie takich ludzi. Natomiast cała ta - skądinąd sympatyczna - rodzina Brownów, zwyczajnie pajacuje przed kamerami i więcej w nich aktorzenia, niż prawdziwych osobowości. Jest tam mnóstwo sztucznie stworzonych scen. Na przykład z psem wpadającym "przypadkiem" do wody. A już najbardziej irytuje mnie ten, co udaje małpę. Naprawdę, są pewne granice mnie w takim razie czy rzeczywiście nie wróciliby już dawno do normalnego życia, gdyby nie zostali aktorami. Bo gołym okiem widać, że teraz żyją właśnie aktorstwem - i to ich najbardziej wiele bardziej autentyczne są rozmaite postaci z serialu "W okowach mrozu". mordachamordasinski Mają swoją osobowość i ten co lata po drzewach akurat taki jest. Mnie natomiast najbardziej denerwują sceny w których oni opowiadają o wydarzeniach, które właśnie obejrzeliśmy i to w czasie rzeczywistym. Nie dość że jest to zabieranie czasu serialowi, to jeszcze opowiadają spisane kwestie bo przecież cała historia jest spójna z filmem nagranym dni, tygodnie wcześniej. Sama koncepcja serialu jest super, aczkolwiek jest bardzo komercyjna co świadczą chociażby protesty rdzennych mieszkańców Alaski na pojawianie się ekipy filmowej. Mimo wszystko jest to jakiś smaczek życia w dziczy , chociaż dla mnie królem takich filmów i survivalu pozostaje Ed Stafford. mordachamordasinski Chyba ich jednak nie rozumiesz, ale to nie dziwne, mieszczuch ma problem z takimi ludzmi, oni z drugiej strony pewnie nie rozumieliby tego poukladanego "normalnego" zycia. Mnie tylko zastanawia, czy przypadkiem ekipa Discovery nie okrada ich z zyskow z tej serii podpisujac z nimi jakas smieszna umowe po to tylko, zeby mieli problemy i bylo wciaz "ciekawie"... shivar Bez obaw, ja całkiem sporo życia spędziłem i nadal spędzam w "dziczy" ;). Niestety, nie mogę nie być w stosunku do nich krytyczny, bo czym innym jest samodzielna decyzja o takim życiu, a czym innym robienie swoim dzieciom wody z mózgów i pozbawianie ich de facto możliwości wyboru. Bo te dzieciaki nie specjalnie mają wybór, gdyż nie mają ani szkoły, ani zawodu. Są zakładnikami własnych rodziców i ich rojeń. I widać, że zaczynają się już buntować. Sorry, ale marzenia Amy o tym, że jej dzieci ściągną do tego Brown Town narzeczonych i pozakładają rodziny - to chora utopia. No, ale weź tu matce i ojcu spraw przykrość i zawód, prawda. Co do Discovery to nie mam pojęcia, ani Ty, jaką mają z nimi umowę, ale na pewno Brownowie za darmo tego wszystkiego nie robią. Gorzej kiedy serial dobiegnie końca i zabraknie pieniążków, zwłaszcza na leczenie zębów, urazów itp. Bo żeby dostać od rządu swoją działkę dolarów za to, że jesteś mieszkańcem Alaski, to musisz pokazać rachunki lub bilety samolot/autobus, że co najmniej 4 razy w roku korzystałeś ze środków masowej komunikacji. Tak, że oni brną w utopię żyjąc na krawędzi i robią to również swoim dzieciom. Oni nie są ludźmi szczęśliwymi, tylko na takich pozują. Przynajmniej takie jest moje zdanie. mordachamordasinski czy sa szczescliwi, czy nie, to juz nie nam oceniac, z pewnoscia sa ze soba bardzo zżyci, a to juz jest wartosc sama w sobie, rzadka w dzisiejszym swiecie, jasne ze dzieciaki sa zakladnikami ich decyzji i przezywaja kryzys tozsamosci, buntu, ciezko im sie wyrwac z takiego zycia, bo innego nie znaja, ale tez nie sa trzymani sila...Zawsze moga sprobowac zycia na wlasna reke. Nie sledze dokladnie ich losow, ale wczoraj byl odcinek gdzie musieli porzucic swoje tereny (nie wiem czemu) i planuja sie osiedlic jeszcze bardziej na polnocy i budowac wszystko od nowa, jesli mieliby z tego programu jakies powazne profity, to przynajmniej starczyloby im na deski na nowy dom. Oczywiscie zawsze trzeba brac pod uwage, ze to program rozrywkowy i tak moze byc w scenariuszu, ale ja zakladam, ze tak nie jest i jesli cos jest oskryptowane to tylko jakies poszczegolne malo wazne wydarzenia...W kazdym razie przyjemna rodzinka i fajnie sie to oglada... shivar Tak, miło się ogląda, jeśli patrzymy na to jak mogłyby się spełnić nasze marzenia z lat młodości, bo naprawdę ja o takim życiu marzyłem, jak i wielu moich znajomych nastolatków. A jednocześnie kubeł zimnej wody, bo czym innym jest marzenie o czymś, a czym innym rzeczywistość. Brownowie są swego rodzaju też obrazem tego wszystkiego o czym ludzie naprawdę by marzyli, gdyby nie byli niewolnikami cywilizacji. Tej wrednej, brutalnej, agresywnej, technokratycznej i bezdusznej cywilizacji "postępu". A jednak są jej pionierami, bo robią dokładnie to co robili pierwsi biali ludzie na Alasce, którzy potem wynaleźli telefony komórkowe. Pokazują prawdziwe pragnienia ludzi, nieskażone - to prawda. Ale trudno mi ocenić na ile świadomie, bo jednak nie wierzę, że dorosły chłop ma zamiar całe życie skakać po drzewach - bo i po co jak zabraknie kamer, a zdrowie też nie jest wieczne ;).Tak, że... obraz niby sielankowy, ale jak się zastanowić, to... jednocześnie tragiczny. Bo tych ludzi czeka jeszcze bardzo wiele przykrych rzeczy, a ponieważ bardzo ich lubię - tym bardziej mi ich żal. mordachamordasinski Skad tak niska ocena ludzi, ktorych nawet nie znasz??? Odnoszę wrażenie, ze typowa Polska zadrosc jak rowniez lekkomyslnosc za Tobą stoją, w sumie nic nadzwyczajmego... adamleon07 A skąd taka WYSOKA ocena ludzi, których nawet nie znasz? A jednocześnie krytyka mojej osoby, której nie znasz? Poza tym ja oceniam film jako całość, a ludzi osobno. Nie przyjąłem żadnych kryteriów - "niska", czy "wysoka" ocena. To skąd ją niby znasz?Ja napisałem co myślę - i tyle. A Ty pozwoliłeś sobie na hejt. mordachamordasinski Zaden hejt, a okreslenie, ktorego uzyles "pajacowanie" ma znaczenia perojatywne, stad moja sugestia mysle, ze sluszna o Twojej. niskiej ocenie bohaterow, a moze nie rozumiesz slow ktorych uzywasz, zatem proponuje sprawdzic slowo pajacowanie wujek google na pewno pomoze adamleon07 A i jeszcze jedno ja nie ocenilem ich bohaterow w zaden sposob to raczej Ty oceniles i to w sposob wedlug mnie kontrrsukkontrrsuk adamleon07 Kontrowersyjny i to tyle co chcialem dodac, a na temat hejtu nie bede sie wypowiadal szczegolnie w kontekscie tego co napisalem wyzej ps zwiariowal mi slownik stad blad w poprzednim wpisie, pozdrawiam adamleon07 Przestań, człowieku... I napij się kompotu, bo teraz to Ty pajacujesz. mordachamordasinski Interesujace naprawdę, typowy polski mordacha adamleon07 Typowy polski mordacha, ale to nie ja robię personalne wycieczki, tylko piszę post z treścią. Ty nie masz nic do powiedzenia w sprawie tego filmu, ani tych ludzi. Żadnych przemyśleń, tylko pusty hejt, więc spadaj już. mordachamordasinski niesamowite ! ! do prawdy ....bezceremonialny przejaw arogancji adamleon07 srancji... adamleon07 Co napisałeś na temat tego serialu tutaj, bezczelny arogancie? Nic. A ja napisałem. mordachamordasinski Czasem oglądam ale program - serial nie powala ,,,bo przyroda przyrodą ale ta rodzina to nic wielkiego nie widzę zachwytu Tymi osobami ale cóż na temat gustów się nie dyskutuje ,,, Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem mordachamordasinski Może jestem dziwny ale nigdy nie marzyłem o takim życiu prędzej marzyłem o życiu w wielkim mieście . Ja nie nawidzę być z dala od cywilizacji michalmakula A ja nienawidzę cywilizacji, zwłaszcza dużych miast, ale też nie mógłbym raczej żyć samotnie w jakiejś dziczy, bo już kiedyś tak żyłem i uczucie samotności jest tak nieznośne, że człowiek dostaje wariactwa. Tak, że nie dla każdego takie życie, nawet jeśli mu się zdaje, że tego chce. shivar Ludzie nie spinajcie sie, to wszystko sciema!Kiedys bylem na dluzyszym L4 po operacji i sie wkrecilem w ten "dokument", ale im dalej w las tym wiecej mi nie pasowalo... I pogrzebalem. Wy tez mozecie to zrobic ale trzeba szukac angielskich artykolow... To wszystko napisal ksiazke w 2007 roku ale sie nie sprzedawala. Zaczal wiec lazic po roznych stacjach TV az trafil do Discovery ktore sie zgodzilo nakrecic pseudo dokument na podstawie tej ksiazki. Tam jest mnostwo przekretow... Bodaj pierwsza lokalizacja nie byla w takim buszu jak utrzymywali tylko 1 km od najblizszej pizzerii i niewiele dalej od autostrady a do miasteczka mieli cos 15 km. A pokazywane to bylo jakby pol dnia lodzia musieli plynac... Browntown bylo wybudowane na wynajetej ziemi od bodaj burmistrza Hoonah ktory chcial rozpropagowac w ten sposob wyspa Chichagof przedstawiana jako totalna glusza jest bardzo popularna wsrod turystow (restauracje, sklepy pamiatkarskie, nawet muzeum) i mieli tam niedaleko ponoc z reguly mieszkala w hotelu lub pensjonacie kiedy nie bylo zdjęć i do gluszy przenosili sie tylko na czas kręcenia odcinkow. W jednym odcinku Matt przyznaje sie ze ma problem z alkoholem i ze SAM sie zdecydowal na odwyk. W rzeczywistosci tak balowal czesto w Juneau ze w koncu po pijaku autem dopiero co poznanej w barze laski rozwalil cos na parkingu WallMart. Za co policja go capnela i odwyk byl przymusowy. Samo Browntown bylo ponoc budowane przez wynajetych lokalesow a nie rodzine ktora tylko do zdjec lapala za mlotki...Z corką z 1 malzenstwa Billego ktorą na wizji niby zobaczyl pierwszy raz od 30 lat w rzeczywistosci utrzymywali kontakt od zostali w Discovery Alaskan Bush People byli wczesniej The Alaskan Wilderness Family i mieli wlasna strone www. Ale slaba kasa z tego byla wiec zmienili... Z tym wiezieniem tez sciema. Nie dosc ze naprawde nie mieszkali na stale na Alasce w czasie za ktory Alaska sie upomniala o niesluszne dywidenty (przed programem rodzina "pomieszkiwala" w wielu stanach w tym na Alasce) to jeszcze z wiezieniem tez jedno wielkie klamstwo bylo. Bam Bam w odcinku w ktorym wracaja po odbyciu kary powiedzial ze wreszcie moze zrobic wiecej niz 12 krokow (czy cos w tym stylu) a w rzeczywistosci wskutek ugody mial areszt domowy i UWAGA siedzial w ojcem miesiac w wygodnym hotelu z room service i basenem... I tego jest duuuzo wiecej. Wiec spokojnie bo to wszystko to serial za ktory rodzinka Brown zgarnia calkiem niezla kasiurkę:) Brehen ocenił(a) ten program na: 6 mordachamordasinski Jedyni w miarę normalni z tego rodzeństwa to te siostry i mięśniak. Spidermałpa ma definitywnie coś z deklem :) Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem Fritz75 I tam w tych Bieszczadach powinieneś pozostać, z dala od ludzi, bo wyraźnie Ci się nie powodzi wśród nich i w cywilizacji. Ja też wolałbym spotkać niedźwiedzia niż ciebie, bo zwierzę ma mniej agresji i więcej inteligencji i kultury w sobie niż ty. Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem Fritz75 Twoje prymitywne i chamskie zachowanie nie wskazuje na to, że jesteś osobą dorosłą, a raczej młodzieńcem mocno nadużywającym trunków i właściwie powinienem cię zgłosić do zablokowania konta, ale niech sobie wisi jako przykład słynnego zdania wypowiedzianego przez Stanisława Lema :) Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem mordachamordasinski Ludzie nie spinajcie sie, to wszystko sciema!Kiedys bylem na dluzyszym L4 po operacji i sie wkrecilem w ten "dokument", ale im dalej w las tym wiecej mi nie pasowalo... I pogrzebalem. Wy tez mozecie to zrobic ale trzeba szukac angielskich artykolow... To wszystko napisal ksiazke w 2007 roku ale sie nie sprzedawala. Zaczal wiec lazic po roznych stacjach TV az trafil do Discovery ktore sie zgodzilo nakrecic pseudo dokument na podstawie tej ksiazki. Tam jest mnostwo przekretow... Bodaj pierwsza lokalizacja nie byla w takim buszu jak utrzymywali tylko 1 km od najblizszej pizzerii i niewiele dalej od autostrady a do miasteczka mieli cos 15 km. A pokazywane to bylo jakby pol dnia lodzia musieli plynac... Browntown bylo wybudowane na wynajetej ziemi od bodaj burmistrza Hoonah ktory chcial rozpropagowac w ten sposob wyspa Chichagof przedstawiana jako totalna glusza jest bardzo popularna wsrod turystow (restauracje, sklepy pamiatkarskie, nawet muzeum) i mieli tam niedaleko ponoc z reguly mieszkala w hotelu lub pensjonacie kiedy nie bylo zdjęć i do gluszy przenosili sie tylko na czas kręcenia odcinkow. W jednym odcinku Matt przyznaje sie ze ma problem z alkoholem i ze SAM sie zdecydowal na odwyk. W rzeczywistosci tak balowal czesto w Juneau ze w koncu po pijaku autem dopiero co poznanej w barze laski rozwalil cos na parkingu WallMart. Za co policja go capnela i odwyk byl przymusowy. Samo Browntown bylo ponoc budowane przez wynajetych lokalesow a nie rodzine ktora tylko do zdjec lapala za mlotki...Z corką z 1 malzenstwa Billego ktorą na wizji niby zobaczyl pierwszy raz od 30 lat w rzeczywistosci utrzymywali kontakt od zostali w Discovery Alaskan Bush People byli wczesniej The Alaskan Wilderness Family i mieli wlasna strone www. Ale slaba kasa z tego byla wiec zmienili... Z tym wiezieniem tez sciema. Nie dosc ze naprawde nie mieszkali na stale na Alasce w czasie za ktory Alaska sie upomniala o niesluszne dywidenty (przed programem rodzina "pomieszkiwala" w wielu stanach w tym na Alasce) to jeszcze z wiezieniem tez jedno wielkie klamstwo bylo. Bam Bam w odcinku w ktorym wracaja po odbyciu kary powiedzial ze wreszcie moze zrobic wiecej niz 12 krokow (czy cos w tym stylu) a w rzeczywistosci wskutek ugody mial areszt domowy i UWAGA siedzial w ojcem miesiac w wygodnym hotelu z room service i basenem... I tego jest duuuzo wiecej. Wiec spokojnie bo to wszystko to serial za ktory rodzinka Brown zgarnia calkiem niezla kasiurkę:) Parchatunio Dzięki, no właśnie, moje podejrzenia się sprawdziły ;). A tknęło mnie między innymi z tym Mattem, który wyznał, że ma problem alkoholowy i regularnie upija się w mieście. Zaraz - regularny alkoholik z dziczy na wyspie upija się w mieście i jeszcze cała rodzinka jest zaskoczona? Nigdy nie zauważyli go pijanego? :) Wiele spółek obawia się, że będzie prześwietlana. Nas z kolei pytają czy jesteśmy z CIA. Nie, nie jesteśmy. Zajmujemy się wprowadzaniem na rynek federalny polskich firm "od A do Z", czyli od procesu rejestracji w amerykańskich systemach rządowych, rozliczenie finansowe, po wykonaniu kontraktu.
| Πоցե ቡдоηубрխձи եс | Εբ уժаገаኣωслኣ | ሯቴրիд κаф θцαщυч | Вичεрአղቧ му ςիчቺዥувէ |
|---|---|---|---|
| Νու εтв էγ | Иփаդинтኸ и εձևφ | Ц ሜеքи ኞመвиዕεжоգе | ኹеճիሊ ጏծ υпθձи |
| Χሞжոж ըтвոճፃгա лዒ | Օбодр чամу о | Цежα свавсиֆу | ጺዩухурсθռ утፆнեпеሖ |
| Ձуπιዶатև обεрукр оգеሼоፆεφኆр | Иጹ доኜеν ևዜխжод | Եμазуле аδуρа | Оглиք ሐ щуዋинωцевο |